Dzięki podatkom budowane są szpitale, a dzięki aranżowanym małżeństwom rodzą się dzieci

Pewnie spotkaliście się kiedyś z argumentem, że dzięki podatkom budowane są szpitale, szkoły, drogi itp. Mam nadzieję, że sami go nie używacie.

Ten dość częsty argument można znaleźć np. w opisie książki "Podatki. Przewodnik Krytyki Politycznej":

Czy podatki są fajne? Pewnie, że tak. Dzięki nim mamy szkoły, szpitale, uniwersytety, drogi, komunikację publiczną, mosty i ciepłą wodę w kranie.

Jest to argument tylko pozornie prawdziwy. Widzimy, że obecnie w Polsce część podatków przeznaczana jest na dostarczanie tych wszystkich dóbr. Czy znaczy to jednak, że mamy je dzięki podatkom? Czy jest różnica między otrzymaniem czegoś danym sposobem a otrzymaniem tego dzięki wykorzystaniu tego sposobu?

Uważam, że jest. Aby pisać zwięźle, będę trzymał się w swoim rozumowaniu tytułowego przykładu szpitali - jednak to samo tyczy się szkół, dróg i wszelkich innych rzeczy finansowanych obecnie z podatków.

Uczciwie zarobione pieniądze? Nie, dziękuję!

Jeśli pójdziemy do firmy budowlanej i zaoferujemy jej za zbudowanie budynku szpitalnego tyle samo pieniędzy, ile państwo przeznaczyłoby na taki projekt, to czy przedstawiciele tej firmy spytają nas, czy te pieniądze pochodzą z podatków? Jeśli dowiedzą się, że są to uczciwie zarobione pieniądze, a nie zabrane innym pod przymusem, to czy odmówią zbudowania szpitala? Czy firmy sprzedające sprzęt medyczny i inne wyposażenie szpitala nie przyjmą za swój towar tej samej ilości pieniędzy, jeśli pochodzą one z rąk prywatnych? Czy personel szpitala nie przyjmie za swą pracę tej samej stawki, jeśli pieniądze nie przeszły wcześniej przez machinę biurokratyczną?

Chętnie posłucham odpowiedzi osób, które uważają, że szpitale powstają dzięki podatkom, jestem jednak przekonany, że w przypadku każdej z tych wątpliwości, kontrahenci nie odmówią przyjęcia pieniędzy z rąk prywatnych. I tu dochodzimy do sedna sprawy - otóż szpitale i wszelkie inne dobra powstają raczej dzięki pieniądzom, nie podatkom.

Gdyby nie aranżowane małżeństwa, nasze społeczeństwo by wymarło

W stwierdzeniu, że szpitale powstają dzięki podatkom, jest tyle samo prawdy, co w stwierdzeniu, że dzięki aranżowanym małżeństwom - tam, gdzie jest to powszechna praktyka - rodzą się dzieci. Widzimy to, że większość dzieci rzeczywiście jest tam owocem takich małżeństw. Czy rodzą się one dzięki tej praktyce?

Gdyby nie aranżowano małżeństw, czy młodzi, heteroseksualni członkowie tych społeczności nie wchodziliby w związki lub w relacje seksualne i nie płodziliby potomstwa? Tego scenariusza nie widać tam gołym okiem, a niestety w przypadkach, gdy dominuje jedno, nawet nie najlepsze rozwiązanie, wielu osobom nie chce się zastanawiać nad alternatywnymi.

Co widać i czego nie widać

Być może niektórzy rozpoznali wyżej nawiązanie do eseju "Co widać i czego nie widać" Frédérica Bastiata. Francuski ekonomista napisał w nim:

Między złym a dobrym ekonomistą istnieje tylko jedna różnica: pierwszy poprzestaje na skutku widocznym, drugi zaś bierze pod uwagę zarówno skutek, który widać, jak i skutki, które należy przewidzieć.

W dalszej części, za pomocą prostych przykładów, Bastiat analizuje scenariusze alternatywne do tych, które widać gołym okiem, pokazując oczywistą, ale często zapominaną prawdę, że zabierane przez państwo pod przymusem zasoby wcale by nie wyparowały, tylko znalazłyby inne zastosowanie, bliższe potrzebom ludzi, którzy je uczciwie zgromadzili.

Nauka rzetelnej ekonomi w przystępnej formie jest na wyciągnięcie ręki. Sporo tekstów Bastiata, w tym siedem części eseju "Co widać i czego nie widać", można po polsku przeczytać na stronie Instytutu Misesa. Na stronie amerykańskiego Mises Institute można znaleźć pełną, dwunastoczęściową wersję tego eseju.

Bastiat znany jest z prostego języka oraz celnych analogii. Jednak jeśli ktoś szuka bardziej nowoczesnej formy nauki podstaw ekonomii, polecam portal Prosta Ekonomia. Znajdziemy tam m.in. opracowanie eseju "Co widać i czego nie widać" z dołączoną animacją, którą udostępniam poniżej.

Wspominana jest tam książka Henry'ego Hazlitta "Ekonomia w jednej lekcji". Ona również nawiązuje do klasycznego eseju Bastiata - można wręcz powiedzieć, że jest jego bardziej rozbudowaną wersją. Jest to naturalny następny krok po lekturze Bastiata, jeśli ktoś chce przeczytać podstawowy, acz pełnoprawny podręcznik ekonomii. Były wiceprezes NBP prof. Krzysztof Rybiński napisał w przedmowie tej książki, że polecając ją na początek swojemu czternastoletniemu synowi, który zainteresował się ekonomią, powiedział:

Jak przeczytasz tę książkę, to będziesz wiedział więcej o ekonomii niż większość posłów sejmie.

I znowu, rzetelna wiedza jest na wyciągnięcie ręki. Teksty Hazlitta, w tym dwa rozdziały "Ekonomii w jednej lekcji" można przeczytać za darmo na stronie Instytutu Misesa. Całość po polsku można kupić w sklepie IM - e-book kosztuje w tym momencie 19,90 zł. Po angielsku całość jest dostępna bezpłatnie na stronach Foundation for Economic Education i Mises Institute. Wystarczy chcieć.

Skoro nauka podstaw ekonomii jest tak łatwo dostępna, proszę, nie mówcie, że dzięki podatkom powstają szpitale, szkoły, drogi itp. Wyprowadzajcie też w kulturalny sposób innych z tego błędu, jeśli się z nim spotkacie.

Dziękuję za uwagę. Jeśli spodobał Wam się ten post, głosujcie i udostępniajcie. Zapraszam również do subskrybowania mojego profilu.

Moje inne wpisy, które mogą Cię zainteresować:

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
26 Comments