Wspomnienia z Frontu #12: Od celtofilii do dawnych pieśni

IMG_5011.JPG

Miałem może jakieś 20 lat, kiedy zadałem sobie pytanie: Jak to jest, że celtycki folk jest w Polsce popularniejszy od rodzimego? A trzeba mieć na uwadze, że w tamtych czasach polskiego folku praktycznie nie było. Kapela ze Wsi Warszawa i Orkiestra Świętego Mikołaja. Więcej kapel nie pamiętam proszę o pokutę i rozgrzeszenie. Tymczasem celtyckich na samym tylko Śląsku było kilka. Carrantouhill, Beltaine, Celtic Folk, Duan. Irlandzko-szkocka dominacja na folkowej scenie była odczuwalna. Sam zresztą byłem celtofilem (do potęgi). Jeździłem na koncerty do katowickiego pubu Olliego Morgana, działacza Sinn Fein, który przez swoje powiązania z Irlandzką Armią Republikańską był nietykalny nawet dla Pruszkowa. A w sumie to nawet nie musiałem nigdzie jeździć, bo sam organizowałem folkowe koncerty w mojej rodzinnej wsi. Wspomniane pytanie nie dawało mi jednak spokoju.

W 2006 roku wyjechałem na Łotwę i tam spotkałem się z żywą, autentyczną kulturą ludową. Nie z jakąś cepeliową podróbką, tylko z pieśniami i tańcami przechowanymi w tradycji od pokoleń. Urzekło mnie, że Łotysze znają swoje dziedzictwo. Pamiętam jak w styczniu 2007 roku grałem koncert w Aizkraukle. Do swojego repertuaru włączyłem pieśń ludową "Div' dūjiņas gaisā skrēja" opowiadającą o dwóch młodzieńcach, którzy jadą na wojnę. Śpiewała ją ze mną cała sala. A takich pieśni Łotysze mają o wiele więcej.

Do Polski wróciłem z głębokim postanowieniem badania i popularyzowania dawnych pieśni. Niestety kompletnie nie wiedziałem jak się za to zabrać. Na właściwy trop natrafiłem dopiero rok później. Pojechałem do Haczowa i tam poznałem Stanisława Wyżykowskiego, legendarnego lirnika. Ten zaś pokręcił korbą i zaśpiewał smętną pieśń...

Jedzie, jedzie pan przez litewski łan
Przed nim za nim jego cugi,
W złocie srebrze jego sługi
Jedzie w gościnę, jedzie w gościnę...

Uwieczniłem to. Nagranie było jednak kiepskiej jakości. Aby zrozumieć niezrozumiałe słowa wrzuciłem fragment tekstu w Google. Zaskoczyło. Tak oto trafiłem na zbiór Aleksandra Chodźki pt. "Poezye" wydany w 1829 roku w St. Petersburgu. Idąc tym tropem dotarłem do stosu XIX-wiecznych śpiewników zeskanowanych przez amerykańskie biblioteki. Czułem się jak poszukiwacz złota, który trafił na żyłę. To był początek mojej wielkiej przygody z zapomnianymi pieśniami - przygody, która trwa do dziś.


Artykuł napisany w ramach tematu pierwszego 20. edycji Tematów Tygodnia.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
11 Comments