Kształt wody (temaTYgodnia #17)

Garść nieustrukturyzowanych myśli o Kształcie wody.
Uprzejmie proszę o nietraktowanie tego jako recenzji.

Tekst nawiązuje do tematu tygodnia: 75. ceremonia wręczenia Oscarów.

Pierwsza i najważniejsza rzecz: Kształt wody to historia, od której wymaganie realizmu i dopracowania scenariusza pod względem spójności jest raczej nie na miejscu: to opowieść operująca określonym przekazem, równie piękną co nierealną historią i formą.
To posługiwanie się kalkami: mamy baśniowy klimat, mamy skrajny dualizm.
Ekipa ratunkowa knująca jak uratować wodnego stwora przed nieistnieniem składa się z ludzi wykluczonych przez ówczesne społeczeństwo: będących nisko na drabinie społecznej sprzątaczek z czego jedna jest niema a druga czarnoskóra, starszego artysty-geja i radzieckiego naukowca-szpiega.

Mimo zarysowanego tła polityczno-historycznego Zimnej Wojny nie ma to tutaj większego znaczenia. Kontekst Zimnej Wojny służy tutaj jako motywacja do pogoni i badań nad wodnym stworem wyłowionym z Amazonki, przez tamtejsze plemiona czczonym jako bóstwo.
Głównym złym jest Amerykanin cytujący Stary Testament, despota i nieprawy mąż pełen pogardy do świata wokół.
Taką formę przekazu wybiera del Toro, opowiadając o tym, jak pewne ułomności i bycie poza społeczeństwem uwrażliwiają człowieka i pomagają rozwinąć empatię wykraczającą poza standardowe ramy.
Można sobie zadać pytanie, czemu człowiek odrzucony przez społeczeństwo ciągle ma się do niego umizgiwać, próbować przypodobać i wpasować się w schemat w który nigdy się nie wpisze?
Nie dlatego że wpisać się nie chce, ale dlatego że nie jest w stanie nie okaleczając przy tym siebie jako jednostki.
To właśnie robi Elisa, wyrywając się na pod koniec z tego świata, który nie był w stanie jej nigdy w pełni przyjąć.

Sally Hawkins dostała ciężki orzech do zgryzienia; zagranie niemej do łatwych ról raczej nie należy. Mowa ciała, mimika, spojrzenie. Jak się okazuje za pomocą tych trzech rzeczy można stworzyć postać wyrazistą, charyzmatyczną i pełną uroku.

Del Toro pokazuje, jak rozkwitają te gorsze cechy kapitalizmu; starszy rysownik, którego prace zostały wyparte przez zdjęcia. Zamiast ręcznie rysowanych reklam z uśmiechniętymi do granic szwów czaszki postaciami pojawiają się masowe, łatwiejsze w reprodukcji fotografie.
Mamy scenę kupna luksusowego samochodu, retorykę sprzedawcy oferującego nie produkt, ale markę, która zapewni społeczne poważanie i szacunek.
Mamy kawiarnię sieciową na franczyzie z obrzydliwym w smaku, masowym produktem w ofercie.
W opozycji stoi bardziej autentyczny świat Elisy: stare, puste kino, gdzie braki techniczne nadrabia klimat czerwonych, wytartych foteli i niepowtarzalne wnętrza. Prawdziwe relacje z innymi ludźmi, proza i rutyna życia.

Kształ wody jest piękny.
Kolorystyka filmu to spójna, utrzymana w tonach głębokiej zieleni i niebieskiego forma. Sekwencja otwierająca Kształt wody jasno sugeruje, co zobaczymy przez najbliższe dwie godziny. Zalany wodą pokój, unoszące się i falujące łagodnie meble, rozmarzona muzyka.
Film zaczyna się i kończy motywem unoszenia się w wodzie, łagodnego kołysania, capiąc własny ogon jak mityczny Uroboros.

To nie jest film, o którym będę myśleć w przyszłości. Ale na pewno to piękny i dopracowany audiowizualnie obraz, który jakieś miejsce z tyłu głowy mi zajmie.

I luźna uwaga na koniec: jako fanka Bioshocka miałam nieco zepsuty odbiór; cała konwencja kojarzyła mi się straszliwie z Rapture i zdecydowanie nie baśniowym klimatem twardej, podwodnej antyutopii.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
3 Comments