Wegetarianizm/Weganizm moje spojrzenie


image.png

Dieta, jak dieta. Każdy wybiera swoją. Z pobudek zdrowotnych, ideowych, religijnych. Czasem dla mody albo pod wpływem trendów. To są osobiste wybory każdego z nas. Możemy dyskutować, jako pożeracze pokarmów, która dieta jest lepsza, bardziej korzystna, mniej lub bardziej odżywcza. Woda w mózgu mi się natomiast gotuje, jak wybory dietetyczne stają się obszarem walki ideowej lub politycznej. A niestety, często to widać.

Wege-nazi

To nie jest określenie przypadkowe i już je tłumaczę. Wegetarianie i weganie dokonali wyboru diety. Często z pobudek moralnych lub ideowych. To jest git, wolny kraj. Natomiast obrzucanie błotem i atakowanie ludzi, którzy nie chcą przyjąć ich sposobu patrzenia na te kwestie jest nie potrzebne. Zwłaszcza, gdy zamiast posługiwać się argumentami, rzeczową dyskusją, rzucają reszcie populacji w twarz obrazki biednych krówek czy zarzynanych świnek i kurczaczków. Trochę jak pro-liferzy, którzy machają przed nosami plakatami i transparentami z martwymi płodami. W takich warunkach nie da się rzeczowo dyskutować z nikim. Zwłaszcza, gdy ktoś zamiast rzeczowych, posługuje się argumentami emocjonalnymi i uważa, że niezależnie od faktów, ma rację. I tupnie nogą jak fanatyk, potwierdzając tym swoje własne przekonanie o swojej racji.

Nie narzucaj mi swojego zdania. Przedstaw je, a ja przedstawię swoje. Może mnie przekonasz, jeśli podasz konkretne argumenty. Nie przekonasz mnie taktyką strachu, emocjonalnych obrazków i nośnych hasełek, niemających wiele wspólnego z rzeczywistością. Większość ludzi jedzących mięso wie skąd ono pochodzi, do jakich nadużyć czasem dochodzi. Wiemy, że zdarzają się przypadki stosowania nadmiernego cierpienia zwierząt. To są dylematy etyczne, dotyczące cierpienia, jako czegoś, co nie powinno nas otaczać i czego nie powinniśmy powodować, niezależne od tego czy jesz mięso czy go nie jesz. Wciskanie w temat ideologii, polityki czy ataki na osobiste wybory, nie jest i nie powinno być droga prowadzenia tej rozmowy.

Fakty

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to, czy bycie wege jest korzystne dla środowiska naturalnego. Uprawy awokado i oleju palmowego maja druzgoczący wpływ na lasy deszczowe, a produkcja metanu w uprawach ryżu (12% globalnych upraw) ma ogromny wpływ na ilość gazów cieplarnianych. Nie tylko krówki i świnki generują metan. Doliczmy do tego koszty produkcji, konieczność transportu i powstawanie odpadków – bilans nie wskazuje jednoznacznie na korzyść którejkolwiek ze stron debaty. Żeby było ciekawiej, część naukowców uważa, że wzrost konsumpcji owoców, warzyw, nabiału i owoców morza w diecie może mieć negatywny wpływ na kondycję naszej planety. W szczególności chodzi o fakt, że produkcja niektórych warzyw wymaga zwiększenia użycia zasobów względem produkcji tych samych wartości odżywczych w pokarmie innego typu.

Zdrowie też nie pozostaje obojętne dla organizmu, który wyewoluował, jako wszystkożerny. Wyłączenie mięsa może wyrządzić ogromne szkody w organizmie, który nie będzie dodatkowo suplementowany. Zwiększenie zapotrzebowania na suplementy nie pozostaje bez wpływu na środowisko…przecież te tabletki gdzieś i jakoś trzeba wyprodukować. Więc gdybyśmy zebrali to wszystko do kupy, to bilans względem środowiska naturalnego będzie bliski równowagi. Jedynym przechyłem w stronę diety mięsnej, może być kaloryczność. Bo 100 gram mięsa zawiera więcej kalorii niż 100 gram pietruszki. Ale to zależy od tego, na jakie dane spojrzymy.

Zostaje, więc nam kwestia etyczna. Bo masowa produkcja mięsa powoduje cierpienie zwierząt. Czasem nie konieczne, często możliwe do zapobiegnięcia. I to są fakty niezaprzeczalne. Jednak walka z tym nie zostanie wygrana poprzez obwinianie wszystkich „mięsożerców” za winy producentów. Środowiska apelujące o humanitarne traktowanie zwierząt powinny działać, ponad podziałami dietetycznymi, lobbując ustawy, zakazy ubojów rytualnych i tym podobne zaszłości produkcyjne. Powinny być też wspierane próby tworzenia syntetycznych protein białkowych, drukowanego mięsa, które powoli zaczyna wchodzić w strefę badań naukowych i prototypowania. Personalne ataki na jedzących mięso niczego nie zmienią. Zwłaszcza, że mają one miejsce w krajach rozwiniętych, gdzie konsumpcja mięsa spada, nadal jednak jest ogromny problem z marnowaniem jedzenia. Rocznie produkujemy 3,3 gigatony odpadów wpływających na zmianę klimatu przy produkcji jedzenia, które nigdy nie zostało zjedzone, co po USA i Chinach jest największym „brudasem” dla środowiska. I bardzo dużo jedzenia marnujemy, wyrzucamy. Bo nie mrozimy, kupujemy za dużo, nie przechowujemy właściwie. Nie dokonujemy też wyborów zakupowych biorąc od uwagę łańcuchów logistycznych. Mięso kupione w Warszawie, a wyprodukowane na Mazurach, ma mniejszy, negatywny wpływ na środowisko, niż to samo mięso, ale wyprodukowane w Rzymie czy Mediolanie. Podobnie z owocami czy warzywami. Nie zwracamy na to uwagi. Dokonaliśmy wyboru, który uważamy za etycznie lepszy i rączki mamy czyste? Nice try!

Ja jem mięso, bo je lubię. Znam i rozpoznaję problemy etyczne, które za tym idą i staram się świadomie dokonywać wyborów zakupowych. Nie kupię mięsa od producenta, który został obnażony, jako powodujący nadmierne cierpienie zwierząt hodowlanych. Nie jestem jednak hipokrytą i za cenę smacznego kotleta, muszę żyć ze świadomością, że jakieś zwierzę umarło, żebym mógł go jeść. Ale to moja wewnętrzna rozterka i dostaję wysypki, jak ktoś mi tym rzuca w twarz, bo uważa, że jego poglądy są lepsze.


I jeszcze jedna uwaga. Ogólnie środowiskowa.

Zastanawia mnie, dlaczego ekolodzy i wegetarianie nie atakują organizacji religijnych. W znakomitej większości, w zachodniej kulturze, za przedmiotowe traktowanie środowiska odpowiada retoryka religijna. To biblijny Bóg wskazał człowieka, jako koronę stworzenia, wskazał wszystko na ziemi pod władanie człowieka. Stad nasze przekonanie, że stoimy nad naturą, nie, że jesteśmy jej częścią, fragmentem. W tym kontekście jesteśmy kulturą, nadal, bardzo chrześcijańską. W tym negatywnym rozumieniu. Nie wspominając o ubojach rytualnych, które są ogromnym problemem, a mają uwarunkowanie jedynie religijne. Ale to tak na marginesie. Może po to żeby wbić szpilkę tam gdzie szczególnie upodobałem ją sobie wtykać – w bok ludzi, którzy kupując wiarę, uważają, że są mądrzejsi od ludzi szukających wiedzy.


Jak uważacie? Kto ma rację – wegetarianie czy wszystkożercy?

Dajcie znać w komentarzach. Dzięki za upvoty i resteemy!

Na koniec żarcik:

Zabijanie zwierząt jest eko, a roślin szkodliwe.

Zabijając zwierzęta zmniejszasz emisję CO2 do atmosfery.

Zabijając rośliny likwidujesz organizmy, które zamieniają CO2 w tlen!

Do zobaczenia!

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
22 Comments