Wtórny analfabetyzm

Wczoraj pisałem na temat edukacji, gdzie zaznaczyłem, że pojawi się również wpis o tym... więc jest. :D


Jako pasjonat historii lubię słuchać różnych opowieści. Mam w planach napisać książkę z przemyśleniami mojego dziadka i wydać ją w przyszłym roku, jako prezent na 90. urodziny. Jeśli powstanie, to pewnie opiszę ją tutaj kilkanaście razy.
Dziadek opowiada bardzo dużo o wojnie i czasach powojennych. Nie są to jednak opowieści walk, jakichś zbrojnych działań, czy ówczesnej polityki, ale głównie sceny z codziennego życia... Że był jeden lekarz w promieniu 50 km i jak ktoś zachorował, to po prostu umierał, bo nikogo nie było stać na leczenie... że stosowano pajęczynę do tamowania krwawienia, a dopiero ileś lat później ktoś się dowiedział o czymś takim jak penicylina...

Był również temat analfabetyzmu, który przed wojną uchodził za powszechny. Pisać potrafił zazwyczaj jedynie ksiądz lub lekarz i też nie zawsze do końca poprawnie. Takim sposobem, już po wojnie, kiedy trzeba było unormować wszystkie formalności, dziadkowi (i nie tylko) wpisali złą datę urodzenia i do dzisiaj jest w dowodzie błędna... Bo ludzie nie potrafili poprawnie czytać i pisać.

Analfabetyzm był więc powszechny, bo też dostęp do wiedzy nie był łatwy. Moja rodzina pochodzi akurat z terenów wschodnich - aktualnie jest to Białoruś. Tam wszystko sprowadzało się do prowadzenia gospodarstwa, a dzieci musiały pracować, a nie się uczyć. Zresztą po wojnie już w nowych, polskich granicach było podobnie. Teraz de facto też w niektórych gospodarstwach tak jest.


Czasy się zmieniły i dostęp do edukacji ma każdy i to za darmo (nie koniecznie na całym świecie, ale dzisiaj mówimy o Polsce), co podkreślałem w poprzednim artykule.
Jest jednak pewien problem, który z roku na rok narasta i powoduje, że społeczeństwu może grozić niedługo wtórny analfabetyzm - problem technologii.

Technologia komputerowa odgrywa w dzisiejszym świecie znaczącą rolę, praktycznie nie da się bez niej żyć. Gdyby ktoś był w śpiączce 50 lat i nagle się dzisiaj obudził, myślałby że jest w niebie (albo w piekle).
Powoduje to ograniczenie wielu czynności do niezbędnego minimum. Mam tutaj na myśli głównie czytanie i pisanie.


Kiedy skończyłem podstawówkę, zaczęto szumnie i dumnie wprowadzać na lekcje tablety, tablice interaktywne. W gimnazjum też taka rewolucja nastąpiła, ale to nauczyciele dostali ekrany i stworzony został e-dziennik - usunięto całkowicie wersję papierową. Jedyny plus jaki w tym widzę, to oszczędzanie drzewa, ale już sam fakt ładowania tych urządzeń i marnowania prądu, niweluje jakiekolwiek plusy.

System był zależny od prądu i internetu, a nie do końca od człowieka. Wystarczyła jakaś większa burza i nagle żaden nauczyciel nie mógł wpisać obecności albo ocen. Przecież to są kuriozalne sytuacje.

Teraz na studiach widzę, że niektórzy wykładowcy w ogóle nic nie piszą. Wszystko sprowadza się do pokazywania i czytania slajdów z prezentacji. Okej... o ile taki zabieg jeszcze rozumiem, bo zapomnieć pisania jest naprawdę trudno... o tyle największy problem jest z dziećmi.

Wiele dzieciaków aktualnie nie potrafi nawet złapać poprawnie długopisu, a co dopiero go używać.
Ale czemu tu się dziwić?
Jak oni mają wiedzieć, jak zapisać daną literkę, skoro wszystko sprowadza się do wklepywania na klawiaturze albo klikania w ekran smartphone'a.
Ktoś może powiedzieć, że na tablecie też można normalnie pisać literki. Można... ale to nie jest to samo.
Układ trzymania jest zupełnie inny, brak miejsca na ekranie, inne patrzenie. Wydaje się, że to są błahe rzeczy, ale właśnie takie detale mają znaczenie w kształtowaniu np. charakteru pisma, żeby ktoś nie bazgrał jak kura pazurem.


Uważam, że nie jest to dobra rzecz, gdyż psuje się też od najmłodszych lat wzrok. Zobaczmy, że coraz więcej młodych osób nosi okulary. Ja również, ale u mnie akurat w zasadzie od urodzenia była stwierdzona wada wzroku, a w tamtych czasach komputerów w powszechnym, domowym użytku nie było, więc nie mówię, że nagle wszystkie wady wzroku są spowodowane przez technologię.
Teraz ten problem jest jednak spowodowany nadmiernym wpatrywaniem się w ekrany. Tych problemów jest wiele, łącznie z epilepsją i innymi chorobami, ale nie odbiegam od tematu.

Chodzi mi o to, że narasta problem poprawnej nauki dzieci. O ile czytanie raczej nie będzie aż tak zagrożone, bo na ekranach cały czas się czyta, to jednak pisanie jest na coraz gorszym poziomie.

Memy i emotikony

Zobaczmy pewną zależność, którą właśnie zaobserwował mój dziadek, uczący się obsługi smartphone'a i w wieku 89. lat piszący do mnie na Messengerze. :D
Aktualnie pismo zastępuje się obrazkami.
Tworzy się pismo obrazkowe jak z czasów prehistorycznych. To już powinien być pewien alarm.
Jest tego plus, bo takie symbole są uniwersalne i każdy na świecie je rozpozna, ale no błagam. Posiadanie własnego języka jest cudowną sprawą, a też nie wszystko da się wyrazić za pomocą obrazków. Nie wszystko również da się wyrazić za pomocą słów, ale skala tego zjawiska jest zatrważająca.

 A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają.  


Dlaczego ludzie zaczynają porozumiewać się skrótami i emotikonami?

Bo jest to znacznie szybsze od pisania.
Żyjemy w takich czasach, że liczy się czas. Czas to pieniądz. Wszyscy się gdzieś spieszą, więc takie ułatwienia, naturalnie znajdują swoje zastosowania.

Nie chciałbym jednak, żeby za 50 lat nastąpił powrót do czasów okołowojennych, gdzie przeważało społeczeństwo niedouczone, które nie potrafiło nawet czytać czy pisać.
Aktualnie ludzie czytający książki, to już gatunek wymierający. Co będzie za 50 lat?



Ten tekst również załączam do 3. Tematu Tygodnia.



Źródło zdjęcia.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
5 Comments