Po kapitulacji Japonii w 1945 r., na wielu wyspach Pacyfiku nadal znajdowało się sporo małych oddziałów japońskich, które uniknęły kapitulacji i skryły się w dżungli lub górach. Mimo, że docierały do nich informacje o końcu wojny, to odrzucali je, myśląc że to amerykańska propaganda. Ostatni z nich aż do lat .70 prowadzili wojnę partyzancką z lokalnymi władzami. Jednym z takich żołnierzy był Hiroo Onoda.
Młodość
Onoda urodził się w 1922 r. na największej wyspie Japonii – Honshu. Pochodził z rodziny o silnych tradycjach wojskowych. Jego ojciec służył w 4. Brygadzie Kawalerii wchodzącej w skład Armii Kwantuńskiej. Młody Hiroo postanowił pójść w ślady przodków i już w wieku 20 lat, w roku 1942, zaciągnął się do Armii Imperialnej. Skierowano go do szkoły Nakano, która stanowiła kuźnię japońskiego wywiadu wojskowego. Onoda przeszedł tam specjalistyczne szkolenie, także z zakresu walki partyzanckiej.
Wróg u bram
Pod koniec 1944 r. siły japońskie znalazły się w odwrocie ponosząc klęskę za klęską. Armia amerykańska, stosując taktykę „żabich skoków” (atakowanie strategicznych archipelagów, tworzenie tam baz, z których następnie atakowano kolejne wyspy), zbliżała się coraz bliżej do stolicy Japonii. Tymczasem, 20 października 1944 r. generał MacArthur triumfalnie powrócił na Filipiny, z których musiał uciekać 2 lata wcześniej. Tak rozpoczęła się największa bitwa II wojny światowej na Pacyfiku – bitwa o Filipiny.
W takiej atmosferze, 26 grudnia 1944 r., Onoda – wtedy już porucznik – został wysłany na wyspę Lubang wchodzącą w skład archipelagu filipińskiego. Jego zadanie było proste – możliwe jak najbardziej utrudnić zdobycie wyspy przeciwnikowi. Młody oficer planował zniszczyć lokalny pas startowy i molo, jednak jego przełożeni z Lubang nie pozwolili na realizację tych planów. W efekcie, gdy 28 lutego 1945 r. Amerykanie wylądowali na Lubang, nie napotkali dużego oporu i bardzo szybko opanowali całą wyspę.
Japoński garnizon został całkowicie rozbity. Zaledwie kilkunastu Japończyków uniknęło dostania się do niewoli i w małych grupkach skryło się w górach. Na czele jednej z takich grup stanął właśnie Hiroo Onoda. W skład jego grupy weszli: kapral Shōichi Shimada oraz szeregowi Kinshichi Kozuka i Yūichi Akazu. Postanowili oni przejść do partyzantki i czekać na kontrofensywę wojsk imperialnych.
Japonia kapituluje
Tymczasem 2 września 1945 r. na pancerniku USS Missouri, szef japońskiego MSZ-u Mamoru Shigemitsu podpisał akt bezwarunkowej kapitulacji. Tym samym II wojna światowa dobiegła końca.
Amerykanie zdawali sobie sprawę z tego, że nadal na wielu wyspach Pacyfiku grasują resztki oddziałów japońskich. Aby przekonać je do poddania się, amerykańskie lotnictwo zaczęło zrzucać ulotki informujące o kapitulacji Japonii. W październiku 1945 r. jedna z takich ulotek dostała się w ręce ludzi Onody. Jednak Japończycy uznali tę ulotkę za wytwór alianckiej propagandy. Pod koniec 1945 r. znaleźli oni jeszcze inną ulotkę -
tym razem wzywającą japońskich żołnierzy do kapitulacji, którą podpisał generał Tomoyuki Yamashita, japoński gubernator Filipin. Jednak ta także została uznana przez Onodę za fałszywkę.
Wilczy żywot
Mijały kolejne lata a Onoda ze swoimi ludźmi nadal nie chciał się poddać. Japończycy żywili się głównie tym co znaleźli w lasach, od czasu do czasu zbliżali się do wiosek skąd podkradali bydło. Nie oznacza to wcale, że nie atakowali oni lokalnej ludności – ocenia się, że ofiarą grupy Onody padło ok. 30 Filipińczyków.
We wrześniu 1949 r. od grupy odłączył się szeregowy Akazu – prawdopodobnie był to efekt jakiegoś wewnętrznego konfliktu wśród Japończyków. Przez 6 miesięcy Akazu działał sam, a następnie poddał się władzom filipińskim. Zeznania Akazu potwierdziły podejrzenia Filipińczyków – na Lubang nadal znajdowali się Japończycy. W związku z tym lokalne władze zaczęły organizować patrole w głąb wyspy. Walka Onody z nowymi władzami zaostrzała się, a liczba ofiar rosła.
W maju 1954 r. kapral Shimada zginął w potyczce właśnie z jednym z takich patroli. W efekcie na Lubang pozostało już tylko dwóch partyzantów – Onoda i Kozuka. Mniej więcej w tym okresie Onoda zdobył radio, przy pomocy którego zaczął odbierać australijskie programy nadawane w języku japońskim. Mimo tego, że radio dostarczało Japończykom wiadomości z całego świata, ci nadal nie potrafili uwierzyć w kapitulację Japonii i sądzili, że wojna trwa nadal.
Stary partyzant i młody hipis
W październiku 1972 r. Japończycy postanowili spalić zapasy ryżu zgromadzone przez filipińskich rolników. Jednak podczas akcji zostali wykryci i doszło do strzelaniny, w której zginął Kozuka. Tym samym Onoda pozostał ostatnim Japończykiem stawiającym opór na Filipinach.
Wiadomość o śmierci Kozuki szybko dotarła do Japonii. Wywołało to ogromne zainteresowanie mediów i japońskich władz, które wysłały na Lubang wyprawę, która miała sprawdzić czy Onoda - uznany za zmarłego w 1959 r. - żyje. Japończycy przeczesali dużą część wyspy jednak nie trafili na żadne ślady poszukiwanego.
Sprawą zainteresował się także Norio Suzuki – 23-letni chłopak, który właśnie rzucił studia i postanowił zostać podróżnikiem. W 1974 r. Suzuki wylądował na Lubang i postanowił na własną rękę odszukać porucznika Onodę. Jego poszukiwania zakończyły się spektakularnym sukcesem. 20 lutego 1974 r. Suzuki stanął oko w oko z Onodą. Porucznik wziął Suzukę za Filipińczyka, wymierzył w jego kierunku i był gotów go zabić, jednak chłopak zachował trzeźwość umysłu i powiedział: „Onoda-san, Cesarz i naród japoński martwią się o Ciebie”. Dopiero słysząc ojczystą mowę Onoda opuścił broń.
Onoda i Suzuki zaprzyjaźnili się. Była to niezwykła przyjaźń – starego konserwatysty gotowego zginąć w obronie „boskiego Cesarza” i młodego hipisa, który nie wierzył już w stare ideały. Suzuki przekonał w końcu Onodę, że II wojna światowa dawno się skończyła. Jednak porucznik nadal odmawiał poddania się, gdyż – jak twierdził – potrzebował do tego bezpośredniego rozkazu swojego przełożonego.
W poszukiwaniu Taniguchiego
W związku z tym Suzuki, zaopatrzony w zdjęcie z Onodą, wrócił do Japonii, aby odnaleźć Yoshimiego Taniguchiego – dowódcę Onody z czasów walk o Lubang. 7 marca 1974 r. Suzuki wrócił na Lubang razem z majorem Taniguchim. Udali się razem w wyznaczone miejsce na skraju dżungli, gdzie Taniguchi odczytał rozkaz kapitulacji.
Hiroo Onoda w chwilę po poddaniu się. Warto zauważyć, że nadal ma na sobie prawie 30-letni mundur
-----------------------------------------------
Hiroo Onoda po powrocie do Japonii
-----------------------------------------------
Japoński plakat propagandowy z okresu II wojny światowej
-----------------------------------------------
Słysząc głos dawnego dowódcy, Onoda postanowił w końcu skapitulować. Uzbrojony w miecz samurajski, puginał i karabin Arisaka po raz ostatni opuścił dżunglę i oddał się w ręce władz filipińskich - dokładnie 29 lat po zakończeniu II wojny światowej.
Onoda był ostatnim japońskim żołnierzem, który prowadził działalność partyzancką na Pacyfiku. Po jego kapitulacji, odnaleziono jeszcze Teruo Nakamurę w Indonezji w 1975 r. Ten jednak był z pochodzenia tajwańskim aborygenem i od połowy lat 50. mieszkał w dżungli nie wadząc lokalnej społeczności. Nakamura nie uważał się za Japończyka, ponadto nie znał nawet języka japońskiego.
Epilog
Onoda, mimo przestępstw jakich dopuścił się wobec ludności Filipin, został ułaskawiony przez ówczesnego prezydenta Ferdinanda Marcosa i mógł wrócić jako wolny człowiek do Japonii. Momentalnie Onoda stał się jednym z najbardziej popularnych ludzi w kraju kwitnącej wiśni. Każdy dziennikarz chciał przeprowadzić z nim wywiad, ciągle dostawał zaproszenia do telewizji i radia, a jego zdjęcia pojawiały się w najbardziej poczytnych gazetach w kraju. Onoda był tak popularny, że wiele osób zachęcało go do kandydowania w wyborach parlamentarnych – ten jednak odmawiał.
Rząd japoński chciał wypłacić Onodzie zaległy żołd, jednak ten nie chciał go przyjąć. Gdy na jego konto zaczęły wpływać datki od prywatnych darczyńców, Onoda przekazał je na rzecz Yasukuni Jinja – świątyni poświęconej żołnierzom poległym w służbie Cesarzowi.
Onoda czuł się wyobcowany w Ojczyźnie. Zupełnie nie potrafił odnaleźć się w powojennej Japonii, która – podczas okupacji amerykańskiej – przeżyła prawdziwą rewolucję kulturalną. Ostatecznie w 1974 r. Onoda postanowił szukać spokoju w Brazylii, gdzie zajął się hodowlą bydła. Pamiętacie moment gdy wspomniałem o radiu zdobytym przez grupę Onody? To właśnie dzięki japońskojęzycznym audycjom prowadzonym przez Australijczyków, porucznik zainteresował się hodowlą zwierząt. W Brazylii Onoda poznał swoją przyszłą żonę, także Japonkę – z którą ożenił się w 1976 r.
W 1984 r. Onoda powrócił do Japonii, gdzie zaangażował się w działalność społeczną – przede wszystkim na rzecz japońskiej młodzieży, ale nie tylko - np. w 1996 r. podarował jednej ze szkół na Lubang 10 000 dolarów. Mimo to na wizerunku Onody pojawiła się skaza, gdy pod koniec lat .90 otwarcie zaczął popierać nacjonalistyczną organizację Nippon Kaigi, która chce powrotu do starego ustroju monarchistycznego, z mocną pozycją cesarza i armii.
Za Cesarza! - czyli mentalność japońskich żołnierzy
Po przeczytaniu tego tekstu, można się zastanawiać dlaczego Onoda – mimo że wszystko wskazywało, że wojna dawno się zakończyła – nadal nie chciał złożyć broni. Aby to zrozumieć należy uświadomić sobie, że Japończycy rozumieją „żołnierski honor” zupełnie inaczej niż europejczycy. Dla żołnierzy armii imperialnej największy honor stanowiła śmierć na polu bitwy, z imieniem Cesarza na ustach. Nawet w sytuacji beznadziejnej, gdy dalszy opór nie miał żadnego sensu, żołnierz japoński nie mógł się poddać, gdyż tym samym okryłby się hańbą. Takie zasady wynikały jeszcze z kodeksu bushido, którym posługiwali się samurajowie, i były bardzo mocno zakorzenione w japońskim społeczeństwie.
Z powodu takiego nastawienia wojska japońskie ponosiły ogromne straty. Japończycy walczyli do ostatniego żołnierza i nigdy nie rozważali opcji oddania się w niewolę. Gdy kończyła się im amunicja woleli popełnić rytualne samobójstwo (seppuku) lub rzucić się w samobójczej szarży na pozycje przeciwnika (banzai) niż poddać się. Taką taktykę dobrze odwzorowują statystyki – podczas bitwy o Iwo Jimę z 22 800 żołnierzy tylko 1083 poddało się Amerykanom, reszta zginęła w walce, a głównodowodzący obroną wyspy Tadamichi Kuribayashi, uzbrojony w miecz samurajski, prawdopodobnie sam poprowadził ostatni kontratak na pozycje Amerykanów.
Na koniec zacytuję innego japońskiego partyzanta, który został pojmany w styczniu 1972 r. na wyspie Guam: „Wracam do Japonii z ogromnym poczuciem wstydu. Nas, żołnierzy japońskich, nauczono, że w sytuacji wyboru między śmiercią a hańbą, mamy bez zawahania wybrać śmierć.”
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz pozostać na bieżąco to możesz zacząć obserwować mnie na Facebooku lub Twitterze . ;)