Cieszę się na... Zamęt!

black-and-white-book-pages-159872.jpg

Można rozprawiać w nieskończoność o wyższości książki czytanej nad słuchaną - i na odwrót. Ja nie będę. Książki towarzyszyły mi od maleńkości, są i będą, nie ważne w jakiej postaci.

Do zerówki poszłam z umiejętnością czytania i pisania. Pamiętam, jak raz wlekłam się ze szkoły (czy też - wlókł się wielki tornister z doczepionym kurduplem, jeśli wierzyć przekazom rodzinnym), z komiksem o przygodach Koziołka Matołka przed oczyma. Nagle drogę zastąpiły mi dwie ogrzyce - olbrzymki. Co najmniej druga klasa szkoły podstawowej.

Patrz, jak udaje, że umie czytać! - Śmiały się - Taka mała, na pewno nie umie!

Właśnie że umiem! - wrzasnęłam oburzona.
Nikt, ale to nikt, nawet taki wielki, nie będzie chrzanił, że nie umiem czytać.

Pokaż! - Zażądały.
I pokazałam. Więcej nie pamiętam, a to oznacza, że wszystko dobrze się skończyło.

W domu był regał z książkami, od podłogi do sufitu. Książki kupowane jak rzucili w sklepie, bo to takie czasy były - brało się to, co było. Bez pytań i zbędnych wątpliwości. Dużo poważnej literatury. Kilka perełek indoktrynacyjnych - takie na przykład książki Moniki Warneńskiej - przygody Karolinki na Kubie ogarniętej rewolucją (Fidel Castro wyzwoliciel i tak dalej) i w komunistycznej Korei Północnej... Albo Borys Polewoj i jego Opowieść o prawdziwym człowieku. Typowo radziecka opowieść, ale mnie się podobała - o lotniku, który stracił obie stopy i chciał wrócić na front.

Moi synowie mieli Harrego Pottera, ja - Tomka Wilmowskiego. Nie narzekam!

No i jakoś to szło. Podstawówkę (osiem klas!) kończyłam z Sienkiewiczem w sercu - próbowałam go czas jakiś temu z ciekawości ugryźć i nie dałam rady. To już wolę Prusa lub Reymonta.
Do matury przystąpiłam półprzytomna, bo akurat Władcę Pierścieni robiłam po nocach.

A potem... pierwsza praca - ciekawa i absorbująca, dużo ludzi i piwa, mniej książek. Potem studia, więc książki naukowe.

Następnie dzieci. Książki o ciąży, porodzie, pielęgnacji, karmieniu, wychowaniu. Jakieś rzadkie epizody literackie w tym amoku.

Jak się otrząsnęłam nieco, wynurzyłam z otchłani macierzyństwa, to i telefony już były takie, na których można było muzyki słuchać, i odtwarzacze mp3... Choć trochę czasu mi zajęło, nim się odważyłam posłuchać książki. Toż to herezja jakaś.

Wciągnęło mnie. Najbardziej znienawidzona czynność stała się przyjemnością. Szłam do pracy, myłam gary czy okna, prasowałam, gotowałam obiad - i pożerałam książki uszami.

Oczywiście słuchanie jest nieco inne, niż czytanie. Czytając musisz usiąść w skupieniu, położyć się, zatrzymać. Odpoczywasz. Słuchanie tego nie wymaga - można się jednocześnie zajechać na szmacie.
Zawsze jest za i przeciw.

Od pierwszego zauroczenia książką słuchaną minęło wiele lat. Osiągnęłam pewną równowagę. Dużo słucham, ale i czytam więcej.

Obecnie w moim menu króluje kryminał, sensacja i thriller. Ciężko znoszę powieści obyczajowe. Dramaty - to przerabiam na co dzień. Swoją drogą równie alergicznie reaguję na polskie kino obyczajowe - nic, tylko wanna z ciepłą wodą i brzytwa na stoliczku. Mam traumę po tym, jak smarkiem będąc nielegalnie obejrzałam Krótki film o miłości...

I tu docieram do sedna wreszcie, bo zaczęłam pisać podniecona nową książką Vincenta V. Severskiego Zamęt. Nie czytałam jeszcze - dopiero premiera! Znam za to na wylot jego szpiegowską serię Nielegalni/Niewierni/Nieśmiertelni/Niepokorni - oczywiście w wersji słuchanej. Historie wielowątkowe, złożone, logiczne... Pod wieloma względami seria kojarzy mi się się z trylogią Millenium Larssona. Severski to jeden z tych nielicznych autorów, do których nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Wszystko mi się w jego książkach składa - zarówno sama historia jak i sposób jej przedstawienia. Ten człowiek jest dla mnie wiarygodny zarówno jako pisarz jak i znawca tematu.

Vincent V. Severski - tak na prawdę Włodzimierz Sokołowski, zaczynał swą karierę w służbach wywiadowczych późnego PRL. W latach 90-tych przeszedł pozytywną weryfikację i pracował w Agencji Wywiadu do 2007 r., służbę zakończył w stopniu podpułkownika. W swoich książkach pisze o środowisku, które zna - polski wywiad od środka: polityczne przepychanki, międzynarodowe niesnaski, a w tym wszystkim "zwykli" funkcjonariusze, którzy próbują robić swoje, niezależnie od aktualnego układu sił.

Akcja miota nami głównie po Europie i Azji - Polska, Szwecja, Czeczenia, Rosja, Białoruś, Iran, Irlandia... o wszystkich tych miejscach autor pisze tak, jakby sam tam był i brał udział w podobnych operacjach. Prawdopodobnie był i brał :)
Są spektakularne akcje jak i zakulisowe knowania, humor, dystans, nawiązanie do literatury światowej (choćby do wspomnianej trylogii Millenium), duma, romans, wódka... wszystko w odpowiednich proporcjach. Oprócz tego epizodu, gdy agenci polski i rosyjski, będący zaciekłymi przeciwnikami na co dzień, spotykają się na neutralnym gruncie i chleją na umór snując filozoficzno-polityczne wywody.

Żaden z jego głównych bohaterów nie jest jednoznacznie zły lub dobry, każdy ma swoje racje i cele, słabości i lęki... gdy już je poznamy, nie potrafimy tak na 100% życzyć komuś przegranej lub śmierci. Severski pokazuje nam ludzi po obu stronach barykady, w pełnej krasie. Każdy w tej powieści jest człowiekiem.

No, może oprócz niektórych zwierzchników służb - skorumpowanych i ograniczonych intelektualnie.

Nie mogę się doczekać jego kolejnej serii, którą otwiera powieść Zamęt. Przez tydzień ja i chłopaki, będziemy mieć wyprasowane nawet skarpetki!

Potem z Makbetem Jo Nesbø umyję wszystkie okna i posegreguję odzież zimową.

Jakby jeszcze Marcin Ciszewski coś napisał... drżyjcie pająki. A może kupię wersję papierową i będę mieć wywalone na sprzątnie. Też może być.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
17 Comments