Temat tygodnia #6 Cierpienie - Anielskie wyzwanie

Zastanawiając się nad tematami z 6 odsłony #temaTYgodnia, moją największą uwagę przykuł termin Duhkha. W buddyzmie oznacza on cierpienie. Pierwsze co pomyślałem, to że do tego tematu pasowałby idealnie jeden z moich wcześniejszych postów publikowanych na Steemit, dostepny TUTAJ. Jednak szybko sobie przypomniałem, że w mojej szufladzie znajduje się pewien rozpoczęty tekst, który od wielu miesięcy czeka na dokończenie. Stwierdziłem, że to jest już odpowiednia chwila, żeby go skończyć i opublikować. Może coś jest ze mną nie tak, ale tematyka bólu i smutku jakoś wyjątkowo mnie przyciąga. Poniższy tekst także do tego nawiązuje. 

Nie przeciągając już więcej, zapraszam serdecznie do czytania!  



Źródło: http://facetbuk.pl


 - Dlaczego jesteś taki przybity? - zapytała.
- Bo mój trud poszedł na marne... Pojawiłem się na tym świecie pod ludzką postacią z pewną misją. Miałem jeden cel: pomóc zmienić na lepsze życie ludzi, z którymi skojarzy mnie los. I tak już od przedszkola zacząłem realizować ten plan. W podstawówce szło wszystko jeszcze dobrze, nie musiałem się wiele męczyć, aby nakierować innych na właściwe tory. Dzieci są bardzo podatne ma rady, można łatwo na nie wpłynąć i przekazać im słuszne idee. W gimnazjum już było trudniej. Dojrzewanie, okres buntu. Ale wystarczyło trochę więcej psychologii, aby trafić do młodych ludzi i pokazać im co ma wartość w życiu, tak nimi zmanipulować, aby zerwali z tym co złe. Jednak w technikum miałem już prawdziwe wyzwanie. Tu już ludzie zaczynali dorosłe życie, a przynajmniej tak im się wydawało. Nie łatwo zmieniać ludzi, którzy uważają się za najmądrzejszych na świecie. Tu już potrzeba wyrafinowanych trików, długofalowych działań, powolnych zmian, małych, ale regularnych czynów dobra. Aby się do tego odpowiednio zabrać musiałem lepiej poznać ludzi, którym miałem pomóc się zmienić, poznać ich psychikę, myśli, marzenia. Dopiero wtedy mogłem obrać odpowiednie metody działań. Nie ukrywam, że byłaś jednym z moich najtrudniejszych wyzwań. Niesamowicie skomplikowana pod względem psychicznym i emocjonalnym. Tajemnicza, lubiąca grać pozorami. Jednak w jakiś sposób przeniknąłem przez barierę, którą wokół siebie stworzyłaś i przystąpiłem do mego dzieła uczynienia cię kimś, kto będzie umiał zadbać o swoje szczęście. Powoli realizowałem swój cel, chociaż wielokrotnie popełniałem błędy. Kilka razy byłem bliski rozpaczy, poddania się, ale mimo to wierzyłem, że pozwolisz mi sobie pomóc. Razem z tobą przeżywałem twoje wzloty i upadki, sukcesy i porażki, chociaż tych drugich było znacznie więcej. Działałem nawet wtedy, gdy nie miałaś o tym pojęcia. Musiałem czasami manipulować tobą tak, żebyś myślała, że to ty mną manipulujesz.  I gdy już wydawało mi się, że odniosłem sukces, że już jesteś na właściwych torach, że odrzuciłaś od siebie ludzi, którzy mieli na ciebie zły wpływ, że nauczyłaś się żyć dobrze i zyskiwać szczęście, to ty wszystko teraz zrujnowałaś. Przyznałaś mi się, że znów zaczęłaś palić, że znów wracasz do złych nawyków.
- Jest mi przykro że cię zawiodłam. Nie wiedziałam że tak się starasz i że tak chcesz się do tej mojej niepoukładanej głowy dobić. Wybacz że zmarnowałam twoje lata pracy nade mną.
- Twoje słowa nic nie zmienią. Tu trzeba twoich rozsądnych czynów. Inaczej nie będziesz szczęśliwa, a ja nie dostanę skrzydeł...  
- Ja nie chcę, żebyś z mojej winy nie dostał skrzydeł. Przepraszam…
- Nie przepraszaj mnie. Czy ty niczego nie rozumiesz? Tu nie chodzi o to czy ja będę miał te skrzydła czy nie. Tu chodzi o ciebie. Do jasnej cholery, to ja jestem twoim pieprzonym aniołem stróżem i to ja mam dbać o twoje szczęście. Nic nie znaczą twoje przeprosiny, twoje smutne miny, jeśli ty nie zaczniesz dbać o siebie. Wiesz jak fatalnie się czuję ze świadomością, że mi zależy bardziej na twoim szczęściu niż tobie samej? Wiesz, że ja czasami mam takie dziwne myśli, że jedyne co mogę zrobić to zacząć być szczęśliwym za ciebie? Bo póki co zdajesz się unikać tego szczęścia jak tylko możesz. Wybierasz nieustannie cierpienie... Czy ty się boisz bycia szczęśliwą? Czy ty naprawdę wolisz smutek? Wolisz psuć sobie własne, życie aby móc się nad nim później użalać?  
- To nie tak… Ty nie rozumiesz...
- Czego nie rozumiem? Wytłumacz mi! A może nie potrafisz? Myślę, że nie masz mi co tłumaczyć. Chyba zapominasz z kim rozmawiasz. Jestem twoim aniołem stróżem, jestem przy tobie cały czas. Znam cię chyba lepiej niż ty sama. Ja wiem czego ty chcesz. Chcesz zostać męczenniczką. Będziesz bardziej lub mniej świadomie rujnować sobie życie, aby nigdy nie poczuć prawdziwej radości, prawdziwego szczęścia. Będziesz się zamartwiać, będziesz rozpaczać nad swoją nędzną egzystencją, będziesz bardzo cierpieć, ale tobie właśnie to odpowiada. Bo to według ciebie jest prostsze. Ale powiem ci coś. To jest po prostu dla ciebie bezpieczniejsze. Ty po prostu boisz się zaznawać szczęścia, bo uważasz, że ono by szybko minęło i nie zniosłabyś jego utraty. A tak, nie posiadając nic, nie musisz się martwić, że stracisz cokolwiek.  
Zaczęła płakać. Nie wiedział czy te łzy to oznaka przyjęcia z bólem serca tego co powiedział, oznaka żalu za swe uczynki czy też może jej jedyna broń, jej ostatni argument, którym mogła by się obronić. Zaparł się w sobie i próbował nie zważać na jej płacz.  
- A co jeśli ci powiem, że Bóg nie zbawi cię, jeśli nie będziesz szczęśliwa? Może uzna, że chcesz całą wieczność spędzić w smutku i rozpaczy? Może On uzna, że umyślnie odrzucasz szczęście do którego cię powołał? Zajrzyj teraz w głąb siebie i zadaj sobie pytanie: czy naprawdę uważasz siebie za tak pokrzywdzoną, że nie jesteś już zdolna do radości? Czy może myślisz, że zostałaś przez Niego stworzona z jakimś defektem, przez który nie możesz się w pełni cieszyć? Myślisz, że On by ci to zrobił? To co powiem będzie dla ciebie bardzo gorzkie i się zbuntujesz, ale muszę cię uświadomić. To ty jesteś tym defektem. A bardziej twój umysł, twoje myśli. Tylko one ci przeszkadzają.  
Zakryła dłońmi twarz i zaniosła się szlochem. Nie wiedział co w tej chwili ma zrobić. Nie była to dla niego komfortowa sytuacja. Płacz ludzki był dla niego czymś niezrozumiałym. Nie wiedział jak ma się zachować w tej chwili. Na szczęście dla niego, większość ludzi również nie wie co ma robić w sytuacjach, gdy ktoś bliski płacze. Przynajmniej w tym się od nich nie odróżniał. Spuścił głowę i postanowił czekać. Czekać na jakąś jej reakcję, obojętne jaką. Uznał, że dalsze mówienie do niej byłoby w tej chwili bezsensowne.  
Powoli zaczynała dochodzić do siebie. Oddychała coraz spokojniej. Ocierała twarz rękawami swojej bluzki, a on stał i tylko na nią patrzył. Odważyła się spojrzeć na niego i z jej trzęsących się warg wydobyły się słowa:
- To co mam teraz robić?
- Zacznij żyć - odpowiedział i odszedł od niej bez pożegnania.   

 Źródło: http://bangtanboywings.blogspot.com/

@kusior  

Zapraszam na mojego bloga: http://zkusiorabani.pl/
oraz do polubienia strony na FB: https://www.facebook.com/zkusiorabani/  

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
10 Comments