Temat tygodnia #9 - Chore tradycje…

Zacznę od tego, że w moim domu raczej nie ma jakichś ciekawych tradycji. Raczej to co wszyscy dobrze znają. Dlatego dziś chciałbym napisać coś innego…

Ostrzeżenie:
Przedstawione poniżej sytuacje nie wydarzyły się naprawdę. Powstały w głowie autora tekstu. Nie oznacza to jedna, iż nie mogły się wydarzyć w realnym świecie. Post może zawierać słowa uznawane za nieprzyzwoite oraz opisy scen, które mogą zostać nazwane przez niektórych mianem „patologii”. Czytelnika może uderzyć mocny przekaz – warto więc w trakcie czytania trzymać gardę.
Czytasz na własną odpowiedzialność!
Zostałeś ostrzeżony.

cicha noc.jpg
Źródło: http://film.onet.pl

Chore tradycje...

– Gdzie żeś był? – krzyknął ojciec, dając wchodzącemu do domu synowi tradycyjne trzepnięcie w tył głowy na powitanie.
– W kościele – burknął nastoletni chłopiec, masując sobie potylicę.
– Mówił proboszcz coś ciekawego?
– Mniej więcej to co zwykle. – odpowiedział chłopak.
– A to nie mam tam nawet po co chodzić. – zarechotał mężczyzna. – Hanka, dawaj flachę! – rzucił w kierunku krzątającej się po kuchni żony. Przyciszył głos i zwrócił się znowu do syna:
– Wujek Zdziszek z ciotką przyjechali.
Chłopak wzruszył tylko ramionami i popatrzył z byka na swojego ojca, który przecierał czerwone i niewyspane oczy. Kac po Wigilii chyba dawał mu się we znaki.
W salonie siedziało małżeństwo z około 30 – letnim stażem.
– Cześć młody, jak tam w szkole? Masz jakąś dziewczynę? – wujek wyciągnął na powitanie rękę.
– Nie mam jeszcze… - wydukał zawstydzony chłopak.
– Ale chyba pedałem nie jesteś, co? – Zdzisław zaśmiał się szyderczo.
– Zdzisiu, daj mu spokój – ciotka rzuciła się w obronie swojego siostrzeńca. – Nie przejmuj się, on tylko żartuje. – mówiła, całując go jednocześnie w policzki.
W tym momencie do pomieszczenia wszedł ojciec i kładąc butelkę wódki na stole, powiedział dobitnie:
– Tradycji musi stać się zadość!
– Bez tradycji bylibyśmy jak zwierzęta! – zaśmiał się wujek, pazernie łapiąc za flaszkę i biorąc się za polewanie.
– Zdzisław! Przecież jeszcze obiadu nawet nie zjadłeś… - małżonka próbowała go delikatnie przystopować.
– Niech leje! Im szybciej kaca uleczymy tym lepiej – rzucił Jan, głowa rodziny.

Fragment filmu "Pod mocnym aniołem", reż. Wojciech Smarzowski"

Kilka kieliszków później na stole pojawił się obiad. Chłopiec siedział z boku i z pochmurną miną połykał schabowego i ziemniaki. Matka ciągle spoglądała po wszystkich, gotowa by każdemu podać dokładkę czy przynieść coś innego. Ciotka chwaliła ją za talent kulinarny. Natomiast Jan i Zdzisław rozluźnieni alkoholem coraz śmielej sobie żartowali, nie zważając na własne mlaskanie.
– Mówię ci, lepiej byśmy na tym wyszli jakby w rządzie zwierzęta siedziały. Nikt by się nie skapnął, jakby tam same osły czy świnie były. A zwierzaki by tyle przynajmniej nie kradły co te polityki – ojciec z zapałem mówił do swojego szwagra.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
– To pewnie Beatka – zawołała ucieszona matka i pobiegła otworzyć i przywitać córkę. Po chwili wróciła w towarzystwie pary młodych ludzi. Wujek Zdziszek na widok młodej dziewczyny rzucił się do jej powitania. Całował ją w policzki znacznie więcej razy niż wymagają tego rodzinne zwyczaje, a jego ręka zsuwała się niebezpiecznie w okolice jej tyłka.
– A wujek jak zwykle chce dotykać to co mu nie wolno. – dziewczyna odepchnęła stanowczo Zdziszka i próbowała udawać uśmiech, który przysłoniłby jej niezadowolenie.
– To jest Jurek. Podobno to ma być mój przyszły zięć… - ojciec wskazał na partnera swojej córki.
– Fajny chłopak. Najważniejsze, że nie murzyn. – zaśmiał się wujek i podał rękę chłopakowi.
– Siadajcie dzieci, siadajcie – matka z troską wskazywała puste miejsce przy stole, gdy już wszyscy skończyli się witać.
– Nie będziemy nawet siadać – powiedziała Beata.
Wszyscy zamarli. A cisza zrobiła się aż niezręczna. Po kilku sekundach przerwała ją matka.
– A to dlaczego? Stało się coś?
– Chcemy wam tylko coś powiedzieć i potem znikamy. – córka zrobiła krótką przerwę, po czym kontynuowała. – Wiem dobrze, że ojciec źle to przyjmie, a nie mam zamiaru znosić jego docinek i wyzywania. Dlatego wyjdziemy od razu, gdy skończę mówić.
– Curuś, co …
Beata przerwała matce:
– Ja i Jurek spodziewamy się dziecka. Jestem w ciąży.
Zanim ktokolwiek zareagował na tą szokującą nowinę, dziewczyna popchnęła swojego chłopaka w kierunku drzwi i rzuciła głośne „Wesołych Świąt”.
Pierwszy z miejsca poderwał się czerwony ze złości ojciec.
– Ty szmato! Nawet oświadczyn nie było! Zabiję gnoja…
Ruszył w kierunku wyjścia, ale potknął się o nogę od stołu i wyłożył na podłodze. W tym momencie rozległo się trzaśnięcie zamykanych drzwi. Jurka i Beaty już w domu nie było. Wujek Zdziszek pomógł wstać swojemu szwagrowi i zaczął go uspokajać.
– Przecież twoja córka już dorosła jest. Kiedyś i tak by dzieci miała. A tera to już tak wszystkie bez ślubu zachodzą. Napij się to się prędzej uspokoisz.
Nalał szybko wódkę do kieliszka i podał Janowi. Ten klął jeszcze na córkę i jej chłopaka, ale alkohol i tak wypił. Matka w wyniku całej tej sytuacji aż się popłakała. Ciotka zbliżyła się do niej i zaczęła mówić jaka to wspaniała nowina. Chłopiec Adam natomiast siedział dalej i wszystko przeżywał w swojej głowie.

Z kieliszka na kieliszek Jan robił się coraz spokojniejszy, a nawet zaczął wracać mu humor. Może przez nadmiar alkoholu zapomniał o całej sprawie z Beatą, a może teraz już mu to zobojętniało. Te rodzinne święta znowu zaczęły wyglądać tak jak zawsze. Pijany ojciec przekomarzał się z wujkiem obarczając polityków i kondominium żydowskie za całe zło na świecie, matka chodziła zgaszona i smutna, a chłopiec pragnął się wyrwać z tego miejsca.

Fragment filmu "Wesele", reż. Wojciech Smażowski

W pewnym momencie Jan ledwo stojąc na nogach wzniósł w górę kieliszek i zawołał:
– Wszystkiego najlepszego dla Jezuska, z okazji jego urodzin!
– Stoooo lat, stoo lat – zaczął wyć Zdzisław.
Nagle rozległo się głośne uderzenie. To Adaś rąbnął pięścią o stół.
– Cisza! – zawołał głośno. Aż sam był zdziwiony swoją śmiałością. Ojca i wujka wręcz zamurowało. – Tata to by tylko pił i pił, a my żyjemy jak biedaki. Nie mam nawet smartphona i wszyscy się ze mnie śmieją w szkole!
– Ty śmiesz mi coś wypominać? Ja też nie miałem żadnego smarkofona i żyję, smarkaczu! – rozgniewany ojciec złapał syna za ucho. Ten syknął z bólu.
– Zostaw go, goście patrzą! – Hanka usiłowała powstrzymać męża.
– Cicho tam! Chyba, że chcesz znów z podbitym okiem chodzić. – posypały się groźby.
– Spokój ludziska kochane – wujek starał się załagodzić sytuację – Napijmy się to i zgoda będzie!
W tym momencie Adam odepchnął rękę ojca i wyrwał się w kierunku drzwi. Wychodząc zobaczył tylko zapłakaną twarz matki. Coś ukłuło go w klatce piersiowej. Nerwy jednak były zbyt silne.
– Nienawidzę świąt – krzyknął, trzaskając za sobą głośno drzwiami.

KONIEC

Inspirację w tworzeniu tego opowiadania czerpałem z dzieł Wojtka Smarzowskiego oraz z widzianego przeze mnie ostatnio filmu pt. „Cicha Noc”.

@kusior

Zapraszam na mojego bloga: http://zkusiorabani.pl/
oraz do polubienia strony na FB: https://www.facebook.com/zkusiorabani/

Publikując powyższe opowiadanie nie miałem zamiaru kogokolwiek obrazić. Poglądy i myśli bohaterów tekstu nie są poglądami autora. Post ma na celu sprowokowanie czytelnika do pewnych refleksji.

Jeśli spodobał Ci się mój tekst możesz oddać na mnie głos w konkursie #Tematygodnia! Głosowanie dostępne pod linkiem: @steemit-polska/tematy-tygodnia-tematygodnia-9-podsumowanie-i-glosowanie. Z góry dziękuję :)

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
15 Comments