Kolonizacja kosmosu, kontrola narodzin, prawo i religia (czyli niezły bałagan)

Ten wpis powstał jako nieco chaotyczny zbiór moich przemyśleń związanych z bardzo ciekawym postem @assayer'a. Początkowo miał to być komentarz ale za bardzo mi się rozrósł, więc postanowiłem zrobić z niego oddzielny post. Artykuł @assayer'a był wybitnie ciekawy i skłaniający do refleksji. Tym bardziej, że po przeczytaniu tytułu spodziewałem się czegoś zupełnie innego (bez urazy, myślałem, że będziesz ewangelizował :-). Zachęcam zatem gorąco do jego przeczytania. Poniżej zaś kilka moich refleksji nim zainspirowanych.

@assayer zastanawiał się czy religia byłaby niezbędna do przetrwania wielopokoleniowej wyprawy kosmicznej.

Aby współpraca była możliwa i skuteczna, konieczna będzie wspólna wiara w zasady obowiązujące wszystkich, a wynikające z jakiegoś wyższego, nienaruszalnego porządku.

To nie musiałaby być religia (wolałbym nawet powiedzieć, że to nie powinna być religia, ale zostawmy to). Może wystarczyłaby świadomość, że za tą cienką metalową ścianką jest zabójcza nicość, która przy naszym najmniejszy błędzie, po prostu nas unicestwi. Świadomość, że trzeba działać razem żeby do tego nie doszło. Z jednej strony bardzo dla mnie ciekawe jest, czy możliwe byłoby stworzenie jakiegoś spoiwa społecznego na bazie instynktu przetrwania, nauki, technologii i jakiejś formy regulaminu czy wykładni, która dawałaby kolonistom cel. Coś w stylu "Lecimy tam by ludzkość nie wyginęła, jesteśmy jej ostatnią szansą". Z drugiej zaś strony wydaje mi się, że taka wyprawa i tak by się nie udała, niezależnie od tego czy użyto by religii czy czegokolwiek innego. Moim zdanie niemożliwe jest osiągnięcie takiej jedności celu w żadnej większej grupie ludzi, w żadnym społeczeństwie. W tak niebezpiecznym środowisku wystarczy jeden szalony i zdeterminowany człowiek, który nie zechce się podporządkować. W odwecie za odrzucenie, czy próbę izolacji lub wręcz zmuszenia go do podporządkowania się po prostu zechce wszystkich zabić. I to najprawdopodobniej mu się uda. I tacy ludzie na pewno będą się pojawiać. Jeśli nie w pierwszym czy drugim pokoleniu, to na pewno w trzecim czy którymś kolejnym.

Mój brak wiary w powodzenie takiej misji w niczym nie przeszkadza jednak w dalszych dywagacjach nad tym tematem ;-P.

Udana wyprawa międzygwiezdna będzie innymi słowy wymagała projektowania w zakresie religii.

Pomysł z projektowanie religii pod taki konkretny cel jest bardzo ciekawy, mam tylko wątpliwość, czy ludzkość ma w tym jakieś świeże doświadczenia? No dobra, scjentolodzy, kościół Wesołego Jezusa Zbawiciela na Zielonoświątkowych Wrotkach (nikogo nie chce urazić, po prostu w USA każde hrabstwo ma po 5 takich dziwnych kościołów/religii), tysiące guru od sekt i tak dalej. Ale to wszystko amatorzy :-). Czy są od tego jacyś specjaliści? Wyznawcom teorii spiskowych za ewentualne odpowiedzi z góry dziękujemy.

Żagle słoneczne to pierwsza w miarę realistyczna opcja dla przyszłych lotów międzygwiezdnych.

Co do napędu żaglem słonecznym - rzeczywiście jest to napęd, który naprawdę można stosować (pierwszy raz o takim żaglu przeczytałem u Lema w książce sprzed 50 lat czy mi się wydaje?). Moim zdaniem niepraktyczny dla celów kolonizacyjnych ale realny. Więcej o tym jak mogłaby wyglądać daleka podróż kosmiczna (pod kątem napędu czy czasu podróży) w poniższym arcyciekawym filmie z kanału SciFun:

Prawdopodobnie każda przygoda erotyczna zostanie poddana ścisłej kontroli. Co więcej: czystość być może stanie się tak ceniona, że elity inżynierów i pilotów statku międzygalaktycznego będą ślubowały "nie zbliżanie się do kobiet", podobnie jak dzisiejsi biskupi i kapłani katoliccy.

Zgadzam się, że proces prokreacyjny powinien podlegać bardzo ścisłej kontroli. Nie byłoby mowy o swobodzie łączenia się w pary w celu spłodzenia dziecka. Ale nie chodziłoby wyłącznie o kontrolę nad liczbą urodzin, ale przede wszystkim o kontrolę nad pulą genetyczną. Nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi to bardzo mała pula genów, kontrola nad łączeniem materiału genetycznego byłaby konieczna praktycznie od drugiego pokolenia. Czy wiecie, że na Islandii jest aplikacja na telefon, która pozwala sprawdzić Ci jak blisko spokrewniona jest osoba, którą chcesz zaprosić na randkę (trochę ponad 330tys. mieszkańców i kilka wieków izolacji)? I to nie są żarty.

Nie wierzę jednak w pomysł wprowadzenia celibatu dla elit. Naprawdę nie wiem czemu miałby on służyć. Chyba największą jego wadą byłoby wyłączenie wartościowej puli genów z obiegu. No i oczywistości takie jak to, że seks dla wielu ludzi jest ważną częścią ich życia. Nie można pomijać również jego roli jako czynnika spajającego relacje między ludźmi (choć oczywiście może również na nie oddziaływać destrukcyjne).

Prawa kobiet szybko zostaną ograniczone.

Ograniczanie praw kobiet wydaje się niezbyt mądrym pomysłem (jak też bardzo niesprawiedliwym ale tutaj spróbujmy skupić się na czysto praktycznej stronie tematu). W małym, zamkniętym społeczeństwie gdzie każda para rąk a w zasadzie każde dwie półkule mózgowe mogą a wręcz powinny służyć wspólnym celom, sprowadzenie połowy populacji do podrzędnej roli surogatek to czyste marnotrawstwo. I nie byłoby oczywiście mowy o dobrowolnej i wartościowej współpracy kobiet, jeśli traktowano by jako mniej uprzywilejowaną część społeczności.

Seksmisja

Źródło: Fototeka

Niestety, nie wszyscy zachowują prawo. Co zrobić z tymi, którzy będą mieli dzieci wbrew prawu, albo nawet popełnią gorsze wykroczenia jak morderstwo (lekkie przestępstwo, gdyż ogranicza popyt na żywność) lub kradzież (najgorsze możliwe wykroczenie)? Nie ma mowy o ich utrzymywaniu za darmo w więzieniach. Komory “Ostatniego oczyszczenia” będą otwierane raz w miesiącu, a żrąca pustka Kosmosu szybko i skutecznie oczyści konających grzeszników z ich win...

Mnie również wydaje się, że regulacje prawne, które musiałyby obowiązywać na takim statku z konieczności byłyby dalekie od tego, które my dziś nazywalibyśmy sprawiedliwymi czy humanitarnymi. Bardziej niż ograniczania praw części kolonistom, spodziewałbym się raczej ustroju czysto totalitarnego z całkowitą kontrolą nad jednostką i z bezwzględnym wyłączeniem prawa do prywatności. Jednak idea z wprowadzeniem roli nadzorcy (sprawowanego na przykład przez sztuczną inteligencję) prawdopodobnie doprowadziłby do całkowitej degeneracji gatunku. Ludzie uzależniliby się od tej maszyny, która za nich podejmuje decyzje.

Komory “Ostatniego oczyszczenia” będą otwierane raz w miesiącu, a żrąca pustka Kosmosu szybko i skutecznie oczyści konających grzeszników z ich win...

Taki sposób na egzekucję przemawia może do wyobraźni ale jest skrajnie niepraktycznym marnowaniem zasobów. Ciało skazańca powinno zostać ponownie wykorzystane (np. przez odzyskanie wody, jej przefiltrowanie i wprowadzenie do obiegu wodociągowego statku, resztki ciała przekazane do modułu produkcji nawozów).

Solaris

Źródło: imdb.com

Jednak największym problemem dla takiej wyprawy, byłby najprawdopodobniej niezwykle długi czas jej trwania. Nawet przy założeniu, że nie wystąpiły żadne z nieskończonej liczby nieszczęść, które mogłoby ją natychmiast zakończyć. Przez kilkaset lat a tym bardziej przez kilka tysięcy lat, zmiany kulturowe i cywilizacyjne, które zaszłyby wśród kolonistów byłyby tak duże, że ostatnie pokolenie, które dotarłoby wreszcie do celu podróży nie potrafiłoby żadną miarą zrozumieć pobudek ani celów pierwszego pokolenia swoich potomków, tego które na statek wsiadło. Mam też silne przeczucie, że ta ostatnia generacja podróżników, wcale nie chciałoby opuszczać swojego statku i zasiedlać nowego układu. Życie poza zamkniętą, metalową skorupą otoczoną próżnią byłoby dla nich tak samo obce i niewyobrażalne jak dla nas egzystencja w środku Wielkiej Czerwonej Plamy na Jowiszu.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
8 Comments