Mijający właśnie nieubłaganie weekend przyniósł piękną jesienną pogodę. Tak piekną, że żal było jej nie wykorzystać. Postanowiliśmy wraz z żoną, że to idealny moment na kontynuowanie wpajania córce od małego zamiłowania do wycieczek. Ale jednocześnie chcieliśmy spróbować wyprawy nieco trudniejszej niż zdobywanie Wodospadu Szklarki czy Kamieńczyka, o których pisałem w poprzednim poście.
Ze względu na odległość od Wrocławia, wybór padł na Ślężę. Oczywiście nie są to wysokie góry, ale z dzieckiem, które nie chodzi i trzeba je cały czas nieść wcale nie jest to tak łatwa wyprawa jak może się wydawać. Na własnej skórze przekonałem się, że dodatkowe 8,5kg obciążenia z przodu, niesione zarówno pod górę jak i w dół, może ostro dać się we znaki. Szczególnie, że na podejście wybraliśmy szlak żółty, prowadzący z Sobótki, który momentami jest bardzo stromy.
Ale do rzeczy. Przybyliśmy do Sobótki w piątek około 10:30 i już o 10:45 wyruszyliśmy na szlak. Ponownie byłem zmuszony robić zdjęcia telefonem, ze względu na balast z przodu, ale może znajdą się tu takie, które się Wam spodobają.
Wśród pięknych jesiennych widoków, trafił się też mały akcent komputerowy ;)
Mimo, że specjalnie nie szukaliśmy, trafiliśmy na kilka podgrzybków i gąsek ;) Starczyło na pyszną jajecznicę po powrocie :)
Przywiozłem ze szczytu również coś dla siebie, takie małe, niepozorne, nieznane mi wcześniej piwo. Niestety bez rewelacji...
No i najważniejszy punkt wycieczki. Liliana doczekała się swojej własnej Książeczki GOT PTTK :) Czyli zostałą oficjalną turystką górską i zbieraczem punktów do swojej odznaki :)
Było ciężko, ale wspólnie całą rodziną daliśmy radę ;) Co więcej na tej wycieczce Liliana zdobyła również swój pierwszy szczyt zaliczany do Korony Gór Polskich. Kto wie, może kiedyś zdobędzie wszystkie? Byłbym z niej bardzo dumny :)
Appreciate the content? VOTE UP, RESTEEM and FOLLOW@imperfect-one