„O.J Simpson – Made in America” - recenzja filmu

W latach 90-tych miał miejsce głośny proces. Zresztą nie bez przesady nazywany „procesem stulecia”. O.J Simpson, bożyszcze tłumów, była gwiazda futbolu amerykańskiego stanął przed sądem oskarżony o podwójne zabójstwo. Dowody wydawały się przytłaczające. W sumie proces początkowo miał być chyba formalnością, zwłaszcza po tym jak odwalił cyrk i tuż przed aresztowaniem uciekał pod okiem kamer przed policją. Jednak szybko nastąpiła duża zmiana. Człowiek, który lata temu odciął się od społeczności afroamerykańskiej nagle przypomniał sobie o własnych korzeniach i postanowił wykorzystać uprzedzenia rasowe w USA do zbudowania własnej linii obrony. Finał – uniewinnienie i wielki szok w Stanach Zjednoczonych.

ojmadeinamerica.jpg

Sam film trwa ponad … 8 godzin. 8 elektryzujących godzin. Podzielono go zatem na kilka części, tak by lepiej mógł zmieścić się w ofercie HBO GO. Pierwsze odcinki pokazują człowieka sukcesu, który dąży do tego by wyrwać się z dzielnic zamieszkałych przez czarnoskórych i przenieść do dzielnic białych bogaczy. Tam następuje pewnego rodzaju rozdwojenie jego osobowości – nagle chce żyć tak jak biali i tylko tak. Odrzuca walkę z nierównościami społecznymi. Nie chce się angażować. W późniejszym etapie poznajemy jego ciemniejszą stronę. Okazuje się, że jest damskim bokserem i ma skłonności do awantur. Przeżywamy morderstwo i rozprawę. Tutaj napięcie jest niezwykłe, dlatego że nie tyle chodzi o sam proces, a o uwypuklenie realnych problemów społecznych czarnych w USA oraz kilku wydarzeń, które powodują, że OJ może zapunktować jako osoba niewinna. Po ogłoszeniu wyroku Simpson myślał, że wszystko będzie jak dawniej. Znowu miał być królem życia. Ale nie. Kamera obserwuje jego kolejne upadki i coraz większe pogrążanie się w życiowym chaosie głównego bohatera. To również robi niezwykłe wrażenie. Ale nam go nie żal…

(zwiastun)

Twórcy zadali serię prowokacji pytając przez pryzmat jednej konkretnej sprawy o rolę pieniędzy, wpływów, niesprawiedliwości oraz nierówności społecznych w budowaniu relacji międzyludzkich w państwie, które słynie z żelaznego prawa. Refleksje które odczytujemy z ekranu nie są optymistyczne. Wręcz zalewa nas krew, gdy czytamy o kolejnych ekscesach „lepszych”, którym wszystko uchodzi na sucho i zastanawiamy się… ok, ale skąd zatem biorą się te trzy miliony więźniów w Stanach? Ano stąd, że nie każdego stać na najdroższego adwokata, odpowiednią oprawę medialną i wsparcie organizacji pozarządowych, dla których sama kwestia sądowa nie jest ważna.

MadeinAmerica_OJSimpson.jpg

Rasizm w Stanach Zjednoczonych zawsze był problemem. Jednym z jego głównych przyczyn jest istnienie szklanego sufitu, który może być przeszkodą dla wielu mieszkańców gett w zdobyciu sukcesu zawodowego czy też życiowego. To rodzi wielką frustrację. I napiętnowanie, często nieuzasadnione. Niby banał który znamy od tysięcy lat, ale jednak podejmujemy problem. Tutaj z perspektywy sądu. Jak się okazuje ten punkt wyjścia doskonale buduje narrację i ciekawość widza.

Film otrzymał Oscara w 2016 roku w kategorii „najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny”. Zasłużenie. Rzadko zdarzają się filmy tak analitycznie opisujące złożone procesy społeczne. Dojrzewanie społeczności afroamerykańskiej do walki o własne prawa jest ważnym elementem kultury Stanów Zjednoczonych. Ten proces przypomniał jednak o tym, jak łatwo ten kruchy dialog zniszczyć i pokazać, że prawo nie jest ważne, gdy pojawiają się niezdrowe emocje i zwykły rewanżyzm. Jakoś nie mogę zrozumieć, jak taki cwaniak mógł załatwić całą Amerykę. Państwo które kojarzy się z przestrzeganiem prawa. Jego bolesny upadek „po” daje nam jednak nadzieję, że i z takimi osobami system da sobie radę. Przeżuje je i wypluje.

Film można zobaczyć tutaj: https://hbogo.pl/seriale/oj-made-in-america/sezon-1

======================================

Zapraszam także do przeczytania innych moich recenzji, które opublikowałem w serwisie Steemit

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
2 Comments