Co ma w głowie weganin? Czyli o empatii, tolernacji, i innych fanatyzmach. [RIPOSTA]

Użytkowniczka @theadelina postanowiła opublikować artykuł na swoim blogu. W artykule tym, zatytuowanym Co ma w głowie weganin? m.in opisała problemy w kontaktach międzyludzkich z jakimi się spotyka, ponieważ jest weganką. Pech chciał, że swój blog postanowiła prowadzić na platformie steemit. Zatem cały jej blog, jak i w szczególności wpis o którym mówię, jest dostępny w zdecentralizowanym i odpornym na cenzurę blockchainie steem. żeby było jeszcze ciekawiej, na steemit inni użytkownicy mają możliwość komentowania i oceniania wpisów i te komentarze też trafiają do blockchainu steem. A ja, korzystając z tych zalet steem-u, postanowiłem najpierw jej artykuł skomentować, a potem, w wyniku wywołanej dyskusji, postanowiłem napisać do niego ripostę.

Ale spokojnie. Nie zamierzam tutaj wchodzić w spory czy warto jeść mięso czy nie, czy mięso jest zdrowe czy jednak nie bardzo i czy zwierzęta hodowlane cierpią bardzo czy tylko trochę. Tego typu dyskusje zazwyczaj uważam za bezcelowe. Ludzie mają różne poglądy i przekonania. A w sprawach tak istotnych dla konstrukcji psychicznej człowieka, jak światopogląd, wiara itp. racjonalne przedstawienie swoich argumentów zazwyczaj nic nie daje. W tego typu dyskusjach przekonanych przekonywać nie trzeba, a nieprzekonanych przekonać się nie da.

Postanowiłem napisać na nieco inny temat. Zainspirowany artykułem Adeliny (bo tak się użytkowniczka @theadelina przedstawia) i dyskusją w komentarzach pod nim, chciałbym zwrócić uwagę na to czym jest tolerancja, czym jest empatia i skąd się bierze fanatyzm.

Jeśli ktoś jednak chciałby zapoznać się z kilkoma argumentami zwolenników jedzenia mięsa, może je znaleźć w artykule Wegetarianizm/Weganizm moje spojrzenie, zupełnie przypadkowo napisanym przez użytkownika @niepoprawny, mniej więcej w tym samym czasie co komentowany przeze mnie wpis Adeliny.
EDIT: W komentarzach zwrócono mi uwagę, że obiektywnie powinienem wspomnieć o tym, że autor tego tekstu stosuje takie same chwyty, jak te które krytykuję w poście Adeliny. Ja absolutnie nie chciałem aby mój tekst był obiektywny ale mimo to warto zauważyć, że niektórzy czytając to co napisał @niepoprawny dostrzegają to samo co ja czytając blog @theadelina. Czy rzeczywiście tak jest możecie oczywiście sami ocenić.

"Wyjątkowa" nietolerancja w stosunky do wegan

Autorka zaczyna swój post od stwierdzenia, że "ludzie są wyjątkowo mało tolerancyjni względem osób, które nie jedzą mięsa". A potem wymienia szereg nieprzyjemnych sytuacji jakie ją spotkały w związku z tym, że jest weganką. Po takim wstępie człowiek może się spodziewać, że Adelina padła ofiarą poważnych przestępstw popełnionych z nienawiści do niejedzących mięsa, a przynajmniej spotkała się z rażąca dyskryminacyjną. Ale nie, nie wspomina ona o przejawach dyskryminacji w pracy czy urzędzie, nie mówi o przypadkach przemocy wobec wegan, ani nawet o skierowanych do niej czy jej znajomych groźbach lub nawoływaniu do nienawiści. Wszystkie podane przez nią przykłady wyjątkowej nietolerancji względem wegan ograniczają się do dziwnych pytań, głupkowatych komentarzy i wynikających z niewiedzy lub złośliwości stwierdzeń sprzecznych z ideą weganizmu. Wszystko to, co autorka opisuje jest oczywiście uciążliwe, zwłaszcza jeśli przypadki te zdarzają się wielokrotnie i notorycznie, a zakładam że tak właśnie jest. Ale jeśli to jest wyjątkowa nietolerancja, to naprawdę nie wiem jak nazwać akty molestowania kobiet w pracy, akty nietolerancji wobec czarnoskórych kończące się ich wizytą w szpitalu, czy akty nietolerancji wobec Muzułmanów sprzedających kebaby, kończące się podpaleniami.
OK, być może trochę się wyzłośliwiam, ale jednak trzeba znać umiar i skalę. Siedemdziesiąty raz zadane pytanie "A dlaczego nie jesz mięsa?" i setny raz opowiedziany z głupim uśmiechem żart, że roślina też chce żyć mogą być denerwujące i frustrujące, ale to naprawdę nie są poważne akty nietolerancji. Absolutnie nie twierdzę że należy takie zachowania popierać, czy nawet na nie przyzwalać. Twierdzę, że skala zła jaką one niosą jest umiarkowana, zwłaszcza w porównaniu z podanymi przeze mnie przykładami prawdziwej nietolerancji, dyskryminacji i nienawiści. I nie chodzi mi wcale o licytowanie się na poziom nietolerancji. Chodzi o pokazanie kontekstu.

Bycie ofiarą jest modne

Według mnie to nie jest tak, że autorka nie widzi kontekstu, nie ma porównania i naprawdę uważa, że spotyka się z wyjątkową nietolerancją. Według mnie @theadelina wie, a przynajmniej przeczuwa, że przytoczone przez nią przykłady to nie jest nic tragicznego i że powodują one co najwyżej średni dyskomfort. Natomiast mowa o wyjątkowej nietolerancji jest świetnym chwytem retorycznym. Kreowanie się na ofiarę jest bardzo modne, bo bywa bardzo skuteczne. Liczne grupy wymuszają w ten sposób fałszywą empatię czy współczucie i zdobywają atencję, a często też używają tego fałszywego współczucia do realizacji celów, na przykład politycznych. Kreowanie się na ofiarę to nie jest oczywiście domena jakiegoś jednego środowiska, czy jednej grupy politycznej. Na niewinne ofiary kreują się na przykład kibole w Polsce. Za każdym razem kiedy dochodzi do incydentów z udziałem kiboli winna jest agresywna policja, nieprzygotowany organizator, czy prowokujący kibole drużyny przeciwnej. Na ofiary kreują się członkowie amerykańskiej Antify, którzy aktywnie dążą do zamieszek i bójek z przeciwnikami politycznymi, których ochoczo nazywają "faszystami", a potem narzekają na "faszystowską przemoc". Na ofiary lub potomków ofiar kreują się też niektórzy Żydzi, kłamiąc na temat swoich babć czy dziadków. Ale też polscy "patrioci", którzy w czasie Marszu Niepodległości zamiast pokazywać dumę z bycia Polakiem i miłość do ojczyzny, demolują samochody na trasie marszu i narzekają na "prowokacje ze strony policji". I jeszcze skrajne feministki, które czują się obrażane tylko dlatego, że ktoś używa sformułowania Pani Poseł czy Pani Doktor. Oraz liczni konserwatywni blogerzy, którzy doskonale wiedzą jakie reguły panują na prywatnym portalu Facebook, ale zamiast znaleźć sobie medium które im odpowiada, narzekają, że za łamanie prywatnych reguł Facebooka "padli ofiarą cenzury", czyli zablokowano im konto. Na ofiary potrafią się nawet kreować prezesi firm IT, którzy narzekają na ciężki rynek pracy i brak specjalistów, bo ci specjaliści śmią mieć "za wysokie" oczekiwania finansowe. No i oczywiście wielokrotnie widziałem, że na ofiary kreują się weganie czy wegetarianie. Bo w burgerowni na rogu sprzedają tylko Burgery. Bo wychodzą na imprezę ze znajomymi i piwo nie jest 100% vegan friendly. Bo ciocia zaprosiła na kolację i głupia jako wegańskie podała pierogi ruskie.

Tymi kilkoma przykładami zapewne uda mi się zdenerwować sporą część czytelników. Ale to dobrze, starałem się, żeby przykłady były jak najbardziej różnorodne, bo nie chodzi o zaatakowanie jednej grupy. Chodzi o pokazanie mechanizmu używanego powszechnie, często bez zastanowienia. Kreujemy się na ofiary, bo ofiarom trzeba współczuć, trzeba słuchać tego co mają do powiedzenia i ofiar nie można krytykować.

Jak bardzo tolerancyjni są weganie

Właśnie, ofiar trzeba słuchać i nie można ich krytykować. No, w końcu to uciskane ofiary. Więc kiedy już Adelina przedstawiła się skutecznie jako ofiara wyjątkowej nietolerancji, może przystąpić do pokazania prawdziwego celu swojego postu. W poście nie chodzi wcale o to, że weganie czy wegetarianie mają bardzo ciężko w życiu. W poście tym chodzi po prostu o pokazanie światopoglądu aktywnej, radykalnej weganki. I ten radykalny światopogląd autorka przedstawia stopniowo. Zaczyna od mało kontrowersyjnego stwierdzenia, że empatia jest naturalnym odruchem, potem mówi co nieco o zdrowej i zbilansowanej diecie. Ale już tutaj, pośród z pozoru niewinnych i mało kontrowersyjnych stwierdzeń, pojawiają się nie fakty, a coraz bardziej kategoryczne opinie. Nagle okazuje się, że domagająca się od innych tolerancji i empatii Adelina twierdzi że "w środku się gotuje. Ze złości", bo nic nie znaczący ktoś chce zjeść mięso i tym samym dokonać holokaustu na milionach zwierząt. A przecież @theadelina wybiera życie.

Sformułowania użyte w ostatnich akapitach postu w oczywisty sposób pokazują jak bardzo tolerancyjną osobą jest autorka tego artykułu. Ewidentnie widać, że dla Adeliny jest tylko jeden akceptowalny rodzaj jadłospisu. I jest to jej jadłospis.
W toku dyskusji pod artykułem ta postawa uwydatnia się jeszcze bardziej. Autorka wprost pisze, że
"nigdy nie zaprzyjaźni się z osobą, która je mięso" oraz że "nie chce się otaczać takimi osobami". Bo w kwestii "holokaustu" zwierząt jest tylko jedna racja, jej racja. Nie ma stanów pośrednich, nie ma odcieni szarości. Nie ważne, czy jedzący mięso przejmują się cierpieniem zwierząt w hodowlach przemysłowych, czy mają to cierpienie w głębokim poważaniu. Nawet jeśli mięsożercy świadomie wybierają mięso ekologiczne z hodowli autentycznie dbających o dobrostan zwierząt nie ma to żadnego znaczenia. Wszyscy nie weganie, bez względu na postawę, przemyślenia, światopogląd wrzucani są przez autorkę do jednego worka.

A kiedy już upewniłem się co do poziomu tolerancji Adeliny, do dyskusji włączyła się jeszcze jedna osoba. Niejaki @sirmersi od razu zaczął z grubej rury, od prymitywnych ataków personalnych. Bo śmiałem wyrazić swoje zdanie, które było krytyczne wobec wymowy artykułu. Dowiedziałem się, że wyrażanie swojego zdania jest "żałosne", że nikt mnie na blog Adeliny nie zapraszał i absolutny hit, że jeśli "coś mi nie odpowiada to po cholerę się odzywam". W taki oto sposób tolerancyjni znajomi nawołującej do tolerancji weganki podchodzą do ludzi wyrażających odmienne poglądy, czy inne spojrzenie na sprawę.

Skąd się bierze fanatyzm

Po przeczytaniu całej tej niezwykle ciekawej i momentami zaskakującej dyskusji doszedłem do smutnych konkluzji. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak łatwo sprowokować ludzi, po prostu starając się kulturalnie prowadzić dyskusję. Dlaczego tak często zwykłe zadanie pytania nazywane jest hejtem i dlaczego ci, którzy najgłośniej na hejt i nietolerancję narzekają, tak często w dyskusjach są najbardziej agresywni, stosują ataki personalne i prawie zawsze absolutnie nie tolerują innego zdania na dany temat. Przyszło mi do głowy, że tak naprawdę jako ludzie mamy dużo większy problem z fanatyzmem niż to się powszechnie wydaje. A potem zastanawiałem się skąd w takim razie tak powszechny fanatyzm się bierze.

Nie znam dobrych odpowiedzi na to pytanie, nie jestem psychologiem ani socjologiem i podejrzewam, że wielu przedstawicieli tych dyscyplin również prostych odpowiedzi na pytanie skąd się bierze fanatyzm nie zna. Jednak mam w głowie pewien uproszczony model, który zdaje się dość dobrze oddawać istotę problemu. Ludzie w większości wypadków dążą do dobra i szczęścia. Znajdują rzeczy, poglądy czy przekonania, które uważają za dobre i starają się tych przekonań bronić. A potem pojawiają się fakty, sytuacje lub opinie nie do końca zgodne z obraną definicją dobra czy szczęścia. Pojawia się dysonans poznawczy, którego zazwyczaj nie potrafimy racjonalnie rozstrzygnąć. Dochodzi zatem do takich znanych zjawisk jak umniejszanie lub ignorowanie niewygodnych faktów i cała masa innych zabiegów pomagających udowodnić przed samym sobą słuszności naszych postaw czy przekonań. Przestajemy słuchać argumentów innych i poddawać krytycznej ocenie naszą wiedzę. Zaczynamy uważać ludzi za wrogów, uważamy że nasi oponenci są źli, bo przecież to my stoimy po stronie dobra, prawdy i piękna. Zamykamy się w oblężonej twierdzy i atakujemy innych, oczywiście wszystko w słusznej sprawie.

Czyż nie takie mechanizmy da się zauważyć w argumentach użytych przez @theadeline i w pyskówce uprawianej przez @sirmersi? Adelina w swoim mniemaniu stoi po stronie dobra. Przecież empatycznie broni tych biednych małych Bambi, które każdego dnia są mordowane, tylko po to, żeby bezduszni mięsożercy mogli się nażreć. Uzasadnione jest więc używanie nawiązań do holokaustu. Uzasadniona jest niechęć do zaprzyjaźnienia się z mięsożercą i usuwanie ich ze swojego otoczenia. I uzasadniony byłby całkowity zakaz jedzenia mięsa i wsadzanie mięsożerców do więzień za złamanie tego zakazu. Przecież oni są źli, bo sprawiają cierpienie tym biednym zwierzętom.
Radykalni przeciwnicy aborcji też przecież stoją po stronie dobra, bronią bezbronnych, niewinnych, nienarodzonych dzieci. Tak samo radykalne feministki, które bronią uciemiężonych przez patriarchat kobiet. I jeszcze antyszczepionkowcy, którzy bronią swoje dzieci przed spiskiem firm farmaceutycznych. I kreacjoniści. I polscy narodowcy, broniący się przed inwazją hord barbarzyńców z Afryki. I Kuźniar, który walczy z hejtem w internecie wyzywając i besztając tych, którzy mają inne zdanie. I tak dalej, wymieniać można godzinami.

Konkluzja

A gdy już byłem bardzo zdenerwowany wyliczaniem kolejnych grup mniejszych lub większych fanatyków, zrobiłem krok wstecz. I zadałem sobie proste pytanie. A jak jest w twoim przypadku @runningt? I wiecie co? Też bywam skrajnie nietolerancyjny. Też często w dyskusjach nie słucham argumentów innych, bo przecież moja racja jest najmojsza. I zdarza mi się, że wyrażone przez kogoś inne zdanie, powoduje u mnie wzrost poziomu adrenaliny i chęć agresji. Ale naprawdę aktywnie staram się z tym walczyć. Naprawdę staram się zawsze pamiętać, że niekoniecznie to ja mam rację. Staram się myśleć krytycznie i poddawać różnym próbom i testom swoje poglądy, swoją wiedzę, swoje wierzenia i przekonania. Oczywiście nie zawsze to wychodzi, albo żeby być precyzyjnym bardziej nie wychodzi niż wychodzi. Mimo to zawsze polecam taką otwartą i racjonalną postawę innym. Bo niestety, większość ludzi ma otwarte umysły, jest empatyczna, potrafi słuchać i szanuje poglądy innych, pod warunkiem że empatia dotyczy uczuć które się zna i rozumie, słucha się tego co chce się usłyszeć i szanuje się poglądy niezbyt odległe od własnych.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
17 Comments